W dalszym ciągu pracuję nad szydełkowym pledem. Jestem już na finiszu - zszyłam wszystkie kwadraty i dorabiam teraz obramowanie.
Dość długo biedziłam się nad wyborem sposobu wykończenia. Myślałam o jakiejś ażurowej bordiurze, ale ostatecznie zdecydowałam się na banalnie prosty ścieg, którego polskiej nazwy nie znam, a który po angielsku nazywa się moss stitch. Robi się szybko i bezmyślnie, więc mam nadzieję, że do końca tego tygodnia uda mi się skończyć koc.
Przy dzierganiu obramowania okazało się, że zwrot "jeszcze tylko jedno okrążenie" nabiera nowego znaczenia. Bardzo nowego - np. myślę sobie: "jeszcze tylko jedno okrążenie i biorę się za obiad", po czym okazuje się, że obiad w zasadzie mogę sobie odpuścić, bo jest już pora kolacji!
Wśród moich aktualnych lektur znalazła się jeszcze cieplutka nowość - debiutancka powieść Wojciecha Engelkinga. "(Niepotrzebne
skreślić)" to bardzo celny obraz
współczesności. Przedstawia nasz świat z perspektywy końca XXI
wieku - przyszłości, w której dla wszystkich oczywisty jest
porządek kryzysu ekonomicznego i panujące w nim zasady: praca jest
przywilejem wybranych, biedni nie zasługują na szczęście, a
"jedyną prawdziwą radością w życiu człowieka może być
otrzymanie od losu kwoty pozwalającej pogardzać swoimi
bliźnimi".
Bohaterowie książki żyją w czasach, kiedy ten porządek dopiero się konstytuuje, a wymienione wyżej zasady są dla nich wciąż czymś nowym, jeszcze nieco niewiarygodnym, ale instynktownie wyczuwanym. Są młodymi, niby-dorosłymi ludźmi, którzy symulują "prawdziwe" życie. Wiedzą, że "jak będziemy tak głośno mówić, jak jest naprawdę, nigdy nie będzie przyjemnie". W nieustającym tańcu wywyższania się i poniżania innych marzą o "ładnym życiu", udają kogoś, kim nie są, biorą kredyty, by sobie na przyjemne i ładne życie pozwolić, wymyślają sobie życiorysy na facebooku, żeby być kimś lepszym niż w rzeczywistości. Lepszym - to znaczy bogatszym, lepiej ubranym, obstawionym szpanerskimi gadżetami.
Książka jest gorzką pigułką, jednak warto po nią sięgnąć - stanowi wartościową i dojrzałą refleksję o biednym społeczeństwie aspirującym do stania się społeczeństwem klasy średniej.
Bohaterowie książki żyją w czasach, kiedy ten porządek dopiero się konstytuuje, a wymienione wyżej zasady są dla nich wciąż czymś nowym, jeszcze nieco niewiarygodnym, ale instynktownie wyczuwanym. Są młodymi, niby-dorosłymi ludźmi, którzy symulują "prawdziwe" życie. Wiedzą, że "jak będziemy tak głośno mówić, jak jest naprawdę, nigdy nie będzie przyjemnie". W nieustającym tańcu wywyższania się i poniżania innych marzą o "ładnym życiu", udają kogoś, kim nie są, biorą kredyty, by sobie na przyjemne i ładne życie pozwolić, wymyślają sobie życiorysy na facebooku, żeby być kimś lepszym niż w rzeczywistości. Lepszym - to znaczy bogatszym, lepiej ubranym, obstawionym szpanerskimi gadżetami.
Książka jest gorzką pigułką, jednak warto po nią sięgnąć - stanowi wartościową i dojrzałą refleksję o biednym społeczeństwie aspirującym do stania się społeczeństwem klasy średniej.
Szczegółów
fabuły nie chcę opisywać, zainteresowanych odsyłam do
świetnej recenzji
Jarosława Czechowicza na blogu Krytycznym Okiem.
Przeraziła
mnie (ale też i ucieszyła) w tej książce jedna rzecz - wiek
autora. Engelking urodził się w 1992 roku, a więc ma 22 lata.
Jeszcze całkiem niedawno, kiedy sięgałam po prozę młodych
autorów, były to teksty pisane przez roczniki siedemdziesiąte.
Teraz młoda literatura to roczniki dziewięćdziesiąte. Kiedy to
się stało? Upływ czasu przeraża, ale z drugiej strony pozostaje
cieszyć się, że są wśród dwudziestolatków ludzie, którzy
umiejętnie obserwują rzeczywistość i potrafią komentować ją w
tak dojrzały sposób.
![]() |
zabawa u Maknety |