sobota, 31 stycznia 2015

Moja pierwsza mandala


Mam ogromną słabość do szydełkowych mandali. Hipnotyzują mnie kolorowe, koncentrycznie ułożone wzory. Uwielbiam na nie patrzeć, potrafię spędzić niemożliwie dużo czasu na przeglądaniu zdjęć przedstawiających mandale. Zdecydowanie mniej czasu poświęcam ich robieniu, ale mam nadzieję, że jeszcze się poprawię.
Do tej pory zrobiłam dwie mandale z włóczki i jedną mandalopodobną serwetkę. Dzisiaj chciałabym Wam pokazać pierwszą z moich mandali, która powstała rok temu. Byłam i nadal jestem z niej bardzo dumna i ciągle nie mogę się na nią napatrzeć. Jest dla mnie ważna również z tego względu, że sporo się przy niej nauczyłam i przy okazji nabrałam pewności siebie w szydełkowaniu.


Przy tej mandali po raz pierwszy w mojej dziewiarskiej karierze zrezygnowałam ze ścisłego trzymania się wzoru i połowa robótki jest jedną wielką improwizacją.
Przy tym projekcie również po raz pierwszy sama wybierałam kolory - przedtem zwykle korzystałam z gotowych palet, a tym razem po prostu wysypałam na podłogę wszystkie motki i siedziałam wśród nich przez pół dnia, kombinując co z czym. Efekt pozytywnie mnie zaskoczył i od tej pory czuję się zdecydowanie pewniej w wybieraniu kolorów. Nadal chętnie korzystam z palet barw, które chomikuję na Pintereście, ale wiem, że bez nich też sobie poradzę.
Robiąc tę mandalę robiłam też  po raz pierwszy pikotki i pamiętam, że wydawały mi się wtedy strasznie trudne.



Bardzo miło wspominam pracę nad tą mandalą, a efekt, jaki udało mi się osiągnąć, cały czas mnie cieszy. Doceniam też jej wartość terapeutyczną - kiedy mam gorszy dzień i nic mi się nie udaje, patrzę sobie na moją mandalę i myślę: "Ejże, jeszcze nie jest ze mną tak źle, skoro potrafię robić takie ładne rzeczy." A Wy pocieszacie się czasem swoimi robótkami w ten sposób?





sobota, 24 stycznia 2015

Cukierkowe serwetki


Sześć serwetek w cukierkowych kolorach powstało... z braku weny. Brakuje mi chęci na szydełkowanie czegoś poważniejszego, ale nie potrafię w ogóle nie szydełkować, więc wzięłam się za wypróbowywanie wzorów i oto efekt! Małe stadko serwetek, które nie sposób nazwać kompletem, bo - choć łączą je kolory - każda jest z innej bajki. Największa ma 27 cm średnicy, a najmniejsza 10 cm. Jedne podobają mi się bardziej, inne mniej. Niektóre wzory mnie rozczarowały, bo schematy wyglądały zachęcająco, a gotowe serwetki są takie sobie, inne z kolei zachwyciły mnie tak bardzo, że na pewno jeszcze kiedyś do nich wrócę i zrobię w jakichś innych wersjach kolorystycznych.











Moją absolutną faworytką jest ta serwetka:


Wszystko mi się  w niej podoba - kwiatek w środku, pikotki, liściopodobny brzeg. Wybaczam jej nawet to, że wymaga robienia potrójnych słupków, których wyjątkowo nie lubię. Na pewno wrócę do tego wzoru - chciałabym zobaczyć, jak wygląda w wersji robionej z kordonka.




Serwetki robiłam z włóczek bawełnianych: Almina (jasny róż, brązowy), Catania Fine (czerwony), VSV Scarlet (ciemny róż, żółty).


środa, 21 stycznia 2015

Wspólne dzierganie i czytanie - 17


W moim szydełkowaniu niewiele się dzieje. Od zeszłego tygodnia nic się nie zmieniło i na tapecie nadal są serwetki, do tego wciąż w tych samych kolorach, które pokazywałam tydzień temu - dominuje żółty i różowy, a dla urozmaicenia sięgam po brąz i koralową czerwień - co widać na zdjęciu. Takie zestawienie daje dość cukierkowy efekt, i choć za cukierkowością nie przepadam, to teraz bardzo mi się to podoba. Najwyraźniej potrzebuję jakiejś przeciwwagi dla styczniowej szarówki.

Jeśli chodzi o lektury, to czytam teraz książkę Zdzisława Skroka "Mądrość prawieków: o czym przypominają nam pradawni". Autor, archeolog, opisuje w niej różne aspekty życia prehistorycznego człowieka. Informacje o tym, gdzie spał, co jadł, jak postrzegał świat nasz przodek stają się punktem wyjścia do rozważań na temat ludzkiej natury. Skrok stawia pytanie o bilans kosztów i korzyści płynących z archaicznego i współczesnego stylu życia, zastanawia się, co ludzkość zyskała, a co straciła, przechodząc od kultury zbieracko-łowieckiej do rolniczej, od rolniczej do naukowo-technicznej i przemysłowej. Książka jest ciekawa, szczególnie, jeśli uświadomimy sobie, że archaiczny okres dziejów ludzkości to 95% czasu istnienia naszego gatunku i panujące wówczas warunki życia ukształtowały nas takimi, jakimi jesteśmy nadal. Prehistoryczny człowiek wciąż w nas żyje i warto go poznać, żeby lepiej zrozumieć siebie samych. 

zabawa u Maknety

sobota, 17 stycznia 2015

Dziergana zakładka do książki


Jak zwykle, kiedy nie mam nic nowego, czym mogłabym się pochwalić, wracam do moich starych, nie pokazywanych jeszcze tutaj prac. Ponieważ nigdy nie mam dość pomarańczowych drobiazgów, jakiś czas temu zrobiłam prostą zakładkę do książki w tym kolorze. Zakładka to szydełkowy kwiatek z ogonkiem z łańcuszka i ozdobnymi koralikami. Gadżet idealny dla szydełkoholiczki i molicy książkowej w jednej osobie :)

Jeśli pamięć mnie nie myli, wzór na kwiatek znalazłam w książce "Robótki szydełkowe" autorstwa Heidi Fuchs i Marii Natter.



środa, 14 stycznia 2015

Wspólne dzierganie i czytanie - 16



Dziś środa, a więc dziergamy i czytamy u Maknety.

Dzierganie nie idzie mi ostatnio zbyt dobrze. Wszystko wskazuje na to, że moja dziewiarska wena zapadła w sen zimowy. Bez większego przekonania szydełkuję serwetki, i choć pomysłów na większe projekty mi nie brakuje, to brak mi chęci do realizowania któregokolwiek z nich. Nie zamierzam się zmuszać, bo efekt takiej pracy "na siłę" nigdy nie jest dobry. A zatem - serwetki. Być może aż do wiosny.

Jeśli chodzi o czytanie, to jestem świeżo po lekturze książki Kjersti Annesdatter Skomsvold "Im szybciej idę, tym jestem mniejsza". Autorka kupiła mnie tym tytułem i capnęłam książkę nie interesując się, o czym ona w zasadzie jest. A jest o Mathei - starej i samotnej kobiecie, która dużo myśli o tym, co wkrótce ją czeka, czyli o śmierci. Mathea przez całe swoje życie była niewidzialna dla innych, poza mężem nie miała nikogo, i jakoś tak wyszło, że nie zrobiła nic, dzięki czemu mogłaby być zapamiętana. Teraz, w dość ekscentryczny i nieporadny sposób próbuje zostawić po sobie jakiś ślad. Książka jest pisana z humorem, więc - mimo że jest potwornie smutna - ma się wrażenie, że czyta się coś zabawnego. Stylem przypomina mi prozę Erlenda Loe, który tak jak Skomsvold jest Norwegiem - obydwoje piszą trochę niepoważnie o śmiertelnie poważnych sprawach.
Książka, prócz tego, że opowiada o starości i śmierci, jest też o miłości - takiej zupełnie zwykłej i trochę kulawej, która łączyła Matheę i jej męża, a wyrażającej się na przykład w tym, że Mathea ciągle robiła na drutach opaski, żeby mężowi nie marzły odstające uszy.
Warto tę książkę przeczytać, ale uprzedzam - najpierw będziecie bardzo się śmiać, a potem trochę płakać.

zabawa u Maknety

sobota, 10 stycznia 2015

Mini-bieżnik


Ta-dam! Udało mi się skończyć mini bieżnik. Mini, bo mierzy sobie zaledwie 19 na 56 cm. Okazał się jednak bardzo pracochłonny, więc czuję się, jakbym zrobiła obrus o powierzchni hektara ;)

Wszystko zaczęło się od wzoru autorstwa Sherri Welch, który bardzo mi się spodobał i który koniecznie chciałam wypróbować. Zachwyciła mnie prostota i filigranowość kwadracików, które zobaczyłam na zdjęciach. Postanowiłam zrobić z nich niewielki bieżnik. Wprawdzie pomału zaczyna mi brakować powierzchni płaskich, które mogłabym ozdabiać moimi szydełkowymi dziełami, ale uznałam, że jedna szafka jest trochę łysawa (bo leżą na niej tylko dwie serwetki) i przyda jej się jakaś narzutka. Tak wygląda w nowym ubranku:


Żeby za bardzo nie nudzić się przy dzierganiu, postanowiłam robić kwadraciki w różnych kolorach. Wybrałam kilka odcieni żółtego, zielonego, pomarańczowego i brązowego, przez co bieżnik wyszedł bardzo jesienny.


Gotowe elementy połączyłam w najłatwiejszy dla mnie sposób, czyli zszyłam na okrętkę. Użyłam do tego przezroczystej, żyłkowej nici, dzięki czemu szew jest praktycznie niewidoczny.


Przed zszywaniem musiałam zblokować kwadraty, bo wychodziły bardzo nieregularne i zawijały im się brzegi. Miałam nadzieję, że to jedyny kłopot przy tej robótce, ale prawdziwe schody zaczęły się po zszyciu, w trakcie krochmalenia. Namoczony bieżnik bardzo mocno się zdeformował, ponieważ poszczególne kwadraty były robione z różnych nici, które minimalnie różnią się grubością. Chociaż przy blokowaniu bez problemu udawało mi się je naciągnąć do jednakowego rozmiaru, podczas krochmalenia różnice już nie były minimalne - okazało się, że żółte kwadraty są malutkie, a brązowe duże, i bieżnik w jednych miejscach jest paskudnie ściągnięty, a w innych okropnie pofałdowany. Uzbroiłam się w szpilki i zaczęłam walczyć. Efekt starcia nie jest doskonały, bo brzegi wyszły trochę nierówne, ale wierzcie mi - nie było łatwo ;)







środa, 7 stycznia 2015

Wspólne dzierganie i czytanie - 15


Z okazji pierwszego w tym roku Wspólnego Dziergania i Czytania raportuję o stanie moich robótek. A zatem:
  • udało mi się skończyć mały bieżnik z kwadratów, nad którym ostatnio pracowałam. Zszywanie elementów i krochmalenie całości dało mi trochę popalić, ale się nie dałam. Bieżnik czeka teraz na obfotografowanie i mam nadzieję, że już wkrótce się nim pochwalę.
  • teraz na szydełku mam nieduże serwetki w jasnych, optymistycznych kolorach. Różowy i słoneczny żółty poprawiają mi humor. Przy okazji wypróbowuję wzory - nazbierałam ich całe mnóstwo, a przerobiłam może jeden procent. Po prostu nie mogę się powstrzymać od kolekcjonowania schematów - ich drukowanie i wklejanie do specjalnie do tego przygotowanych zeszytów sprawia mi nie mniejszą frajdę niż samo dzierganie. Być może jest to drobne dziwactwo, ale myślę, że znajdę wśród Was zrozumienie :)

Moja lekturą w tym tygodniu jest książka Marti Olsen Laney "Introwertyzm to zaleta", która w bardzo ciekawy i przystępny sposób opisuje, czym jest introwertyczny temperament i w jaki sposób wpływa on na różne sfery życia. Najbardziej zaciekawił mnie fragment dotyczący fizjologii mózgu, która jest odmienna u introwertyków i ekstrawertyków. Autorka opisuje, jak przebiega przetwarzanie bodźców u osób o różnych temperamentach, jakie szlaki nerwowe i neuroprzekaźniki dominują w ich mózgach i jakie są tego konsekwencje. Wyjaśnienia zawarte w książce pozwalają lepiej zrozumieć biologiczne podstawy charakteru i zachowania. Oprócz tego w książce zawarte są praktyczne rady jak radzić sobie w sytuacjach, które często są kłopotliwe dla introwertyków - w pracy, podczas spotkań towarzyskich, w rodzinie, Na pewno jest to lektura obowiązkowa każdego introwertyka, ale myślę, że mogłaby być bardzo przydatna również dla nauczycieli czy osób zarządzających ludźmi - generalnie dla wszystkich, których praca wymaga radzenia sobie z różnymi temperamentami i charakterami innych osób.

zabawa u Maknety